sobota, 11 sierpnia 2012

Wróciłam!

Siemka! Dłuuugo mnie nie było. Pojechałam do babci, potem do cioci,a potem nad morze do Władysławowa.Było fajnie. Raz wieczorem poszliśmy nad morze. Blisko plaży sprzedawali lampiony szczęścia.Jakby ktoś nie wiedział, to radzę obejrzeć teledysk do "Lighters" Bad Meets Evil i Bruno Marsa, i zaczekać do ostatniego refrenu. Na plaży normalnie co druga grupka ludzi taki miała! Podobno jeśli się go podpali,(bo ma w środku świeczkę)a on poleci,to twoje życzenie w 100% się spełni. I za każdym razem przypominałam sobie linijkę  z tej piosenki "A sky full of lighters", czyli "Niebo pełne zapalniczek". Właściwie to nie były zapalniczki, tylko lampiony. Nieważne.Śmieszne z tego jest to,że stałam wtedy w wodzie i patrzyłam na morze.I nie słyszałam ,jak do mnie rodzice krzyczą "Weronika, uważaj!". Okazało się,że jeden lampion przeleciał zaledwie kilka centymetrów od moich włosów! O mały włos...;)Heh...Znam kilka super kawałów, które usłyszałam od wujka:
Samolotem leci 5 facetów:Niemiec,Francuz,Polak, Anglik i Murzyn. Lecą i mówią "Jeden musi wyskoczyć, bo nie dolecimy".Francuz otworzył drzwi, zaśpiewał "Marsyliankę", krzyknął "Niech żyje Francja" i wyskoczył. Lecą dalej. I znowu "jeden musi wyskoczyć,bo nie dolecimy". Niemiec otworzył drzwi, krzyknął "Niech żyją Niemcy!"  i wyskoczył. Potem znowu to samo. Anglik wypił herbatę, krzyknął "Niech żyje królowa!" i wyskoczył. Potem "Jeden musi wyskoczyć, bo nie dolecimy". Polak otworzył drzwi i powiedział "To teraz ja". Napił się bimbru, wypchnął Murzyna i krzyknął "Niech żyje Afryka!". Hahahahah. A teraz drugi:
-Czemu Niemcy zakopywali Żydów do góry dupami?
-Żeby po wojnie mieć gdzie parkować rowery!
Wiecie, chodzi o to takie coś, co jest pod sklepami,żeby tak wjechać rowerem. Za każdym razem jak to widzę,chce mi się śmiać. Albo u cioci przyjechał mój kuzyn, Albert. I do niego zadzwoniła jego mama, ale nie wyświetlił mu się numer. Odebrał i powiedział : "Zakład pogrzebowy <<Nadzieja>>, słucham?". Heh. Uznałam(chociaż wiedziałam to już wcześniej) że rodzina (tylko ze strony taty)jest bardzo wesoła. na serio. Jak jest jakieś Święto, na przykład Boże Narodzenie, u babci jest cała rodzina. I opowiadamy sobie kawały. Albo nie tylko z kawałów się śmiejemy. Od "Call me maybe" powstawały super obrazki z tym tekstem "Hey i just met you and this is crazy..." i końcówka była śmieszna. Ja stworzyłam taki obrazek wczoraj. Oto on:

Gdyby nie było nic widać,to tam jest napis "Hey I just met you and this is crazy,but I'm dementor, so kiss me maybe?" czyli "Hej, właśnie cie spotkałem,i to jest szalone, ale jestem dementorem, więc może mnie pocałujesz?". Chodzi o pocałunek dementora z "Harry'ego Pottera", czyli:
"Pocałunek dementora jest aktem wyssania dobrych wspomnień z człowieka, w trakcie którego dementor przykłada swoje "usta" do twarzy ofiary i pozbawia go wszelkich uczuć, zamieniając go w niezdolną do myślenia i czucia skorupę. Pocałunek dementora nie jest równoznaczny ze śmiercią, jest czymś o wiele gorszym: dalsza egzystencja jest bezcelowa, gdyż pozbawiając duszy, pozbawia się także człowieczeństwa". Dementorzy są straszni....brr...ponad setka dementorów może zamrozić CAŁE JEZIORO! 
Pozdro
Wercia;)